31.5.13

007.


Dlaczego zgodziłam się wsiąść do auta człowieka, który pobił Nicka? Westchnęłam, kręcąc się w siedzeniu. Skłamałabym mówiąc, że się nie denerwowałam. Jedyne czego chciałam, to dowiedzenie się gdzie jadę. Wpakowałam się w niezłe gówno. Oblizując usta, wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując przestać się denerwować. A jeśli on chce cię zabić? - odezwał się głos w mojej głowie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę się bała swojej ofiary. Sądziłam, że to niemożliwe, bo w końcu jestem Holly Stones, ta, która niczego się nie boi - tak przynajmniej mi wmawiano. Potrząsając głową, oparłam się o siedzenie. Za oknem pojazdu było ciemno.
- Zabijesz mnie? - przełknęłam głośno ślinę. W myślach się spoliczkowałam, słysząc, jak bardzo głupio to zabrzmiało.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie chichot, który sprawił, że skrzywiłam brwi.
- Co to za pytanie? - odwrócił głowę w moją stronę.
- Normalne - wzięłam głęboki wdech. - Po prostu martwię się o to, co możesz ze mną zrobić. Nie uśmiecha mi się dzisiejszego wieczoru zostać martwą. Nie znam cię i nie mam pojęcia kim jesteś - dokończyłam, zakładając kosmyk włosów, który jakimś cudem wydostał się z mojego koka za ucho.
- Nazywam się Justin, mówiłem ci już to - powiedział obojętnie patrząc przed siebie.
- Tyle to wiem - wymamrotałam, odwracając wzrok. W tym momencie wręcz traciłam rozum, chciałam się od tego wszystkiego odciąć.
- Boisz się mnie, wiedziałem - trzymając kierownicę prawą dłonią, drugą włożył do kieszeni skórzanej kurtki, by po chwili wyciągnąć z niej telefon. Sprawdził coś na nim, po czym wrzucił go tam, skąd go wyciągnął.
- Jeślibym się ciebie bała, to zapewne nie odważyłabym się otworzyć buzi, by coś powiedzieć - zaczęłam miętolić skrawek mojej flanelowej koszuli, a moje nerwy zżerały mnie od środka. Jak już mówiłam, boję się go cholernie, ale mu tego za żadne skarby świata nie przyznam. Przestaję się już odzywać.
- Może i dajesz rade coś powiedzieć, ale tylko w niektórych sytuacjach, shawty - spojrzał na drogę.
- Nie nazywaj mnie tak - wypaliłam, wywracając oczami i krzyżując ręce na piersi.
- Co powiedziałaś? - spojrzał na mnie.
- Nieważne - wypuściłam głęboki wdech, ponownie na niego spoglądając.
- Nie, powiedz! - warknął, a jego oczy momentalnie pociemniały. Czując napięcie w samochodzie, zaczęłam nerwowo bawić się palcami.
- Powiedziałam, żebyś mnie tak nie nazywał - wyszeptałam przestraszona. Zerkając na niego, czułam jak mój żołądek wywija fikołki.
- Jak? - przekręcił kierownicą.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego westchnęłam, czekając, aż to wszystko się skończy. Nawet nie próbowałam już otwierać ust, ale wyglądało na to, że Justin chciał, by było inaczej.
- Odpowiesz na moje pytanie? - syknął. Wzięłam szybko oddech, tak jakby zaraz miał zniknąć cały tlen.
- Dobrze wiesz o czym mówię, więc nie zgrywaj idioty - odpyskowałam, sfrustrowana jego zachowaniem.
Gwałtownie zahamował, co sprawiło, że mocno mną szarpnęło. Jego towarzystwo było karą dla mnie od Boga za to, że zabiłam swojego własnego ojca, i za to, że pozbawiłam życia osoby, które zdecydowanie nie zasłużyły na wczesną śmierć. Moja matka też pewnie popełniła samobójstwo przeze mnie. Spłonę w piekle i doskonale o tym wiem. Nie, nie, nie. Przecież to wszystko nie istnieję. Wmawiam jakieś sobie bzdury, które wymyślił człowiek.
Musiałam na chwilę odlecieć, bo nawet nie zauważyłam, że Justin wysiadł z samochodu, dopóki drzwi z mojej strony się otworzyły, a ja prawie z niego wypadłam. Jęknęłam. Zostałam siłą wyciągnięta z czarnego Range Rovera.
- Co do cholery? - wybudzając się, odwróciłam się do niego z szeroko otwartymi oczami. Zimny wiatr otulił moje ciało, na co ja zadrżałam. Było zimno. Rozglądnęłam się dookoła, by móc zobaczyć, gdzie się znajduję. Las. Jestem już martwa. Jest późno w nocy, nikogo nie ma - przynajmniej tak mi się wydaję - w pobliżu, masę dobrych kryjówek na schowanie mojego ciała - idealne warunki do zamordowania mnie. Nie wiem dlaczego, ale czekanie na jego odpowiedź powoli mnie zabijała.
- Jak mnie nazwałaś? - warknął, podchodząc bliżej.
- Słyszałeś - wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Odpowiedz! - mocno chwycił mnie za przedramię, przyciskając do drzwi auta. Z moich ust wydobyło się ciche syknięcie. I pomyśleć, że miałam przestać mówić...
- Nazwałam cię idiotą - wymamrotałam nie patrząc na jego twarz.
- Przeproś - złapał mnie za podbródek, tak abym na niego spojrzała. Przygryzłam wargę, zmuszając siebie do nie powiedzenia czegoś, czego bym później żałowała. Potrząsnęłam głową, odwracając wzrok.
- Przeproś! - powtórzył groźniej.
- Nie będę przepraszała za prawdę - głośno wypowiedziałam swoje myśli.
- Jestem idiotą? - lekko przechylił swoją głowę na bok. Był spokojny, to było bardzo dziwne.
- Tak sądzę - mruknęłam. Przeniosłam ciężar ciała na prawe biodro, krzyżując ręce na piersi. I po co ja mówię? Najlepiej byłoby gdybym zamilkła. Ten człowiek jest nieobliczalny i może zrobić mi cokolwiek.
- A ty jesteś małą dziwką, która popełniła ogromny błąd swojego pieprzonego życia, wsiadając do mojego samochodu. To w jaki sposób zachowujesz się, doprowadza mnie do chęci rozwalenia twojej pustej główki. Mógłbym zrobić to nawet teraz. I wiesz co? - podniósł brew, karząc czekać mi na to, co powie dalej - Zrobię to - na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech. Moje nogi zaczęły się trząść, a pachy pocić. Wychodząc z domu, sądziłam, że jeszcze do niego wrócę.

25.5.13

006.


Gwałtownie odwróciłam głowę w prawą stronę, by zobaczyć cyniczny uśmiech na jego twarzy. Trzymał mnie mocno za nadgarstek, który zaczynał boleć od mocnego chwytu. Zaczęłam się szarpać z nadzieją, że wydostanę się z jego rąk. Jednak zamiast się wydostać, on jeszcze bardziej wzmocnił uścisk na mojej ręce. Z moich ust wydobyło się ciche syknięcie. Widocznie sprawianie mi bólu, sprawia mu przyjemność, bo jego kąciki ust wykrzywiły się w uśmiechu. Poczułam, jak moja ręka uwalnia się od mocnego uścisku. Potarłam czerwone miejsce, gdzie mnie trzymał, by złagodzić ból. Przy nim staję się bezbronną myszką. Czuję się tak, jakbym nie miała sił się bronić, ani nic powiedzieć. Strach przejmuje moje ciało, a moja pewność siebie nagle wyparowuje. Mam wrażenie, że stoję przed najniebezpieczniejszą osobą na świecie, która chce mi coś zrobić. Zapominam jednak, że to ja muszę go zabić, a nie na odwrót. Tak naprawdę nie wiem kim jest. Może zajmuje się właśnie tym, co ja i mój gang, może jest dilerem narkotyków, albo... może być kimkolwiek! W klubie pojawiało się coraz więcej osób. Robiło się duszno.
- Chodź ze mną - powiedział głośno przebijając się przez głośną muzykę, tak abym go usłyszała. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy złapał mnie za przedramię i zaczął iść, ciągnąc mnie za sobą. Muzyka coraz bardziej cichła, a my oddalaliśmy się od miejsca, gdzie tańczyli ludzie. Dlaczego się go słucham? Powinnam się sprzeciwić i nigdzie z nim nie iść, a jest zupełnie inaczej. Holly, pokaż, że się go nie boisz. Postaw się mu. Nie słuchaj tego co mówi - odezwał się głos w mojej głowie. Zatrzymałam się. Odwrócił się na pięcie i spojrzał na mnie. Z jego wyrazu twarzy można było wyczytać, że nie był zadowolony tym, jak się zachowuję. A może jednak powinnam się go słuchać i robić to, co mi każe? NIE! A jeśli wyrządzi mi krzywdę? Nieważne. 
- Nie wydaję mi się, żebym pozwolił ci się zatrzymywać - splunął. Zrobił krok w moim kierunku, na co ja się cofnęłam do tyłu. - Masz robić to, co chcę - syknął zdenerwowany i popchał mnie do przodu, łapiąc za skrawek mojej ciemnej flanelowej koszuli. Co się ze mną dzieje? Muszę ponownie odzyskać to, co przy nim tracę. Mówię o pewności siebie i odwadze. Szłam - a raczej zostałam ciągniętą - co chwilę potykając się o własne nogi. Otworzył duże, metolowe drzwi, które prowadziły na tyły klubu. Zimny podmuch wiatru otulił moją twarz, na co ja zadrżałam. O tej porze na dworze nie było najcieplej.
- Dlaczego tu jesteśmy? - przerwałam ciszę. Byliśmy w miejscu, gdzie nie było nikogo. Do tego jeszcze sami, we dwoje. Mówiąc, że się nie boję, skłamałabym. Tylko Bóg wie co miał na myśli, przyprowadzając mnie tutaj. Jest wiele możliwości. Od kiedy stałam się takim tchórzem? Od wtedy, gdy pojawił się on, Justin BieberPrzyciągnął mnie bliżej siebie i przygwoździł do ściany budynku, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
- Nie zorientowałaś się jeszcze, skarbie? - poruszył brwiami jednoznacznie. Swoje ręce ułożył po obu stronach mojej głowy. W tym momencie strach sparaliżował moje całe ciało. - Jesteś doświadczona w tych sprawach?
Zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szczęce, przemieszczając się w stronę ust. Minęło kilka sekund, zanim mój mózg zaczął działać i zrozumiał, co się dzieje. Nie mogłam się ruszyć, serce zaczęło szybciej bić, a dłonie i nogi trząść. Pochylił się, przyciskając swoje usta do moich, zanim zdążyłam go powstrzymać. Naparł swoim ciałem na mnie, chwytając w dłonie moje biodra i je ściskając. Jego palce wbiły mi się w skórę, gdy lekko przygryzł moją dolną wargę zębami. Zjeżdżając dłońmi po moich plecach,  przesunął je na moje pośladki. Ścisnął je, sprawiając, że gwałtownie złapałam powietrze, co dało mu dostęp do mojej buzi, na który czekał. Wślizgując się do moich ust, zmusił mój język do toczenia walki z jego językiem. Oderwał się tylko na chwilę, by móc złapać oddech i ponownie złączyć nasze usta. Nawet nie zauważyłam, że jego dłonie rozpoczęły wędrówkę do moich spodni, dopóki nie poczułam jego zimnych rąk ściskających moje pośladki. Łapczywie złapałam powietrze, otwierając oczy. Wciąż mnie całując, łobuzersko się uśmiechnął. Odsunął się ode mnie, ciężko oddychając.
- Wiem, że chcesz więcej - trącił nosem moją szyję, po czym zaczął ją ssać. - Ale dam ci to później, jeśli sobie zasłużysz, oczywiście - powiedział pewnie. Czy to się naprawdę wydarzyło? Całowałam się ze swoją ofiarą? To było nawet gorące. Nie wierzę  że to mówię. W sumie to nie wierzę nawet w to, że po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęłam się kogoś bać, a tym bardziej, że jest to człowiek, którego muszę zabić. A może on tylko wydaje się być takim strasznym? 
- Nie powtarzaj tego nigdy więcej - mruknęłam cicho. Marszcząc brwi, zerknęłam na łobuzersko uśmiechającego się Justina.
- A co jeśli... - złożył pocałunek na moim obojczyku. - To powtórzę? - zapytał spoglądając na mnie.
- Słuchaj, nie jestem dziewczynką, która ulega na to, co powiesz. Nie lubię, gdy ktoś traktuje mnie, jak jakąś rzecz. Nie należę do ciebie, więc przestań zachowywać się, jakby tak było - syknęłam. Wezbrałam w sobie resztki pewności siebie, by móc odezwać się. Chłopak dziwnie na mnie spojrzał.
- Kot oddał ci język? Jestem pełen podziwu, że zdołałaś coś powiedzieć - zadrwił, śmiejąc się.
- Zamknij się - szepnęłam, przewracając oczami.
- Nie mów tak do mnie - splunął, łapiąc mnie mocno za ramie i odciągając od ściany. Momentalnie przeklęłam się za to, że coś w ogóle powiedziałam.
- Nienawidzę cię, Justin - na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
- Pojedziesz gdzieś ze mną- oblizał swoje usta. Nie zmierzam nigdzie z nim jechać. Oplatając rękę na mojej talii, z trudem złapałam oddech, gdy przerzucił mnie sobie przez ramię. To stało się tak szybko, że nie zorientowałam się, co właśnie zrobił, dopóki nie rzucił mnie na przednie siedzenie w czymś, co wyglądało jak jego samochód. Jeśli wtedy się bałam, to teraz byłam zdecydowanie przerażona. Nie wiedząc co robić, siedziałam sztywno na fotelu, czekając, aż będę mogła się stąd wydostać. Drzwi obok się odtworzyły, a do środka wsiadł Justin. Bez słowa odpalił samochód i wyjechał z miejsca parkingowego.
- Powiesz mi łaskawie gdzie jedziemy? - zapytałam zerkając w boczne lusterko.
- Czy to jest ważne? - zmarszczył brwi, podpierając podbródek na dłoni, a następnie opierając łokieć na podłokietniku. Nie, to nie jest ważne, wcale... 
- Boisz się mnie, prawda? - spojrzał na mnie.
- Nie boję się ciebie - skłamałam. Nie mogłam powiedzieć mu, że się go cholernie boję, bo to jeszcze pogorszyłoby moją sytuację.
- Kłamiesz - na sekundę na mnie spojrzał, po czym skierował wzrok na drogę przed sobą. Niezręcznie podrapałam się po szyi.
- Nie kłamię - starałam się, by mój głos zabrzmiał jak najbardziej pewnie.
- Jeślibyś się mnie nie bała, to nie poszłabyś ze mną na tyły klubu, a teraz nie siedziałbyś w moim aucie, jadąc, nie wiedząc nawet dokąd - spojrzał na mnie z pełnym skupieniem. Mój żołądek boleśnie się skręcił.
- To nie świadczy o tym, że się ciebie boję - chrząknęłam, krzyżując ręce na piersi.
- Świadczy. Gdybyś się nie bała, to byś mnie nie słuchała, skarbie - zerknął na mnie, kręcąc głową.
Po prostu chciałam wrócić do domu. Pokazałam swoją tchórzliwą stronę. Twardzielka wyparowała ze mnie w chwili, w której spotkałam Justina. W szkole wydawał się zwykłym, zadziornym dzieciakiem, a teraz... Zaczynając go śledzić, sądziłam, że nie jest... niebezpieczny? Nie wiem po czym stwierdzam, iż taki jest, ale po prostu... Nie umiem tego wytłumaczyć. 
- Dobrze całujesz - łobuzersko się uśmiechnął, kiwając na mnie głową. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Ty też jesteś w tym naprawdę dobry. - Musimy to kiedyś powtórzyć - wymamrotał, otwierając okno. Do auta wtargnęło zimne powietrze, a jako, iż byłam tylko w koszuli z rękawami do łokcia, było mi nie za ciepło. Palce ciasno trzymał na kierownicy. Jechaliśmy mało ruchliwą drogą, a wokół drogi było mnóstwo drzew. W samochodzie panowała cisza.
- Jak tam z Nickiem? Gdy wczoraj go zostawiłem, był w nie najlepszym stanie - zastygłam w bezruchu, uświadamiając sobie co powiedział. Odwróciłam się w jego kierunku z szeroko otwartymi oczami.  Gwałtownie wzięłam oddech. 
Skąd on zna Nicka? Kurwa, kim on do cholery jest?!