Dlaczego zgodziłam się wsiąść do auta człowieka, który pobił Nicka? Westchnęłam, kręcąc się w siedzeniu. Skłamałabym mówiąc, że się nie denerwowałam. Jedyne czego chciałam, to dowiedzenie się gdzie jadę. Wpakowałam się w niezłe gówno. Oblizując usta, wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując przestać się denerwować. A jeśli on chce cię zabić? - odezwał się głos w mojej głowie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę się bała swojej ofiary. Sądziłam, że to niemożliwe, bo w końcu jestem Holly Stones, ta, która niczego się nie boi - tak przynajmniej mi wmawiano. Potrząsając głową, oparłam się o siedzenie. Za oknem pojazdu było ciemno.
- Zabijesz mnie? - przełknęłam głośno ślinę. W myślach się spoliczkowałam, słysząc, jak bardzo głupio to zabrzmiało.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie chichot, który sprawił, że skrzywiłam brwi.
- Co to za pytanie? - odwrócił głowę w moją stronę.
- Normalne - wzięłam głęboki wdech. - Po prostu martwię się o to, co możesz ze mną zrobić. Nie uśmiecha mi się dzisiejszego wieczoru zostać martwą. Nie znam cię i nie mam pojęcia kim jesteś - dokończyłam, zakładając kosmyk włosów, który jakimś cudem wydostał się z mojego koka za ucho.
- Nazywam się Justin, mówiłem ci już to - powiedział obojętnie patrząc przed siebie.
- Tyle to wiem - wymamrotałam, odwracając wzrok. W tym momencie wręcz traciłam rozum, chciałam się od tego wszystkiego odciąć.
- Boisz się mnie, wiedziałem - trzymając kierownicę prawą dłonią, drugą włożył do kieszeni skórzanej kurtki, by po chwili wyciągnąć z niej telefon. Sprawdził coś na nim, po czym wrzucił go tam, skąd go wyciągnął.
- Jeślibym się ciebie bała, to zapewne nie odważyłabym się otworzyć buzi, by coś powiedzieć - zaczęłam miętolić skrawek mojej flanelowej koszuli, a moje nerwy zżerały mnie od środka. Jak już mówiłam, boję się go cholernie, ale mu tego za żadne skarby świata nie przyznam. Przestaję się już odzywać.
- Może i dajesz rade coś powiedzieć, ale tylko w niektórych sytuacjach, shawty - spojrzał na drogę.
- Nie nazywaj mnie tak - wypaliłam, wywracając oczami i krzyżując ręce na piersi.
- Co powiedziałaś? - spojrzał na mnie.
- Nieważne - wypuściłam głęboki wdech, ponownie na niego spoglądając.
- Nie, powiedz! - warknął, a jego oczy momentalnie pociemniały. Czując napięcie w samochodzie, zaczęłam nerwowo bawić się palcami.
- Powiedziałam, żebyś mnie tak nie nazywał - wyszeptałam przestraszona. Zerkając na niego, czułam jak mój żołądek wywija fikołki.
- Jak? - przekręcił kierownicą.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego westchnęłam, czekając, aż to wszystko się skończy. Nawet nie próbowałam już otwierać ust, ale wyglądało na to, że Justin chciał, by było inaczej.
- Odpowiesz na moje pytanie? - syknął. Wzięłam szybko oddech, tak jakby zaraz miał zniknąć cały tlen.
- Dobrze wiesz o czym mówię, więc nie zgrywaj idioty - odpyskowałam, sfrustrowana jego zachowaniem.
Gwałtownie zahamował, co sprawiło, że mocno mną szarpnęło. Jego towarzystwo było karą dla mnie od Boga za to, że zabiłam swojego własnego ojca, i za to, że pozbawiłam życia osoby, które zdecydowanie nie zasłużyły na wczesną śmierć. Moja matka też pewnie popełniła samobójstwo przeze mnie. Spłonę w piekle i doskonale o tym wiem. Nie, nie, nie. Przecież to wszystko nie istnieję. Wmawiam jakieś sobie bzdury, które wymyślił człowiek.
Musiałam na chwilę odlecieć, bo nawet nie zauważyłam, że Justin wysiadł z samochodu, dopóki drzwi z mojej strony się otworzyły, a ja prawie z niego wypadłam. Jęknęłam. Zostałam siłą wyciągnięta z czarnego Range Rovera.
- Co do cholery? - wybudzając się, odwróciłam się do niego z szeroko otwartymi oczami. Zimny wiatr otulił moje ciało, na co ja zadrżałam. Było zimno. Rozglądnęłam się dookoła, by móc zobaczyć, gdzie się znajduję. Las. Jestem już martwa. Jest późno w nocy, nikogo nie ma - przynajmniej tak mi się wydaję - w pobliżu, masę dobrych kryjówek na schowanie mojego ciała - idealne warunki do zamordowania mnie. Nie wiem dlaczego, ale czekanie na jego odpowiedź powoli mnie zabijała.
- Jak mnie nazwałaś? - warknął, podchodząc bliżej.
- Słyszałeś - wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Odpowiedz! - mocno chwycił mnie za przedramię, przyciskając do drzwi auta. Z moich ust wydobyło się ciche syknięcie. I pomyśleć, że miałam przestać mówić...
- Nazwałam cię idiotą - wymamrotałam nie patrząc na jego twarz.
- Przeproś - złapał mnie za podbródek, tak abym na niego spojrzała. Przygryzłam wargę, zmuszając siebie do nie powiedzenia czegoś, czego bym później żałowała. Potrząsnęłam głową, odwracając wzrok.
- Przeproś! - powtórzył groźniej.
- Nie będę przepraszała za prawdę - głośno wypowiedziałam swoje myśli.
- Jestem idiotą? - lekko przechylił swoją głowę na bok. Był spokojny, to było bardzo dziwne.
- Tak sądzę - mruknęłam. Przeniosłam ciężar ciała na prawe biodro, krzyżując ręce na piersi. I po co ja mówię? Najlepiej byłoby gdybym zamilkła. Ten człowiek jest nieobliczalny i może zrobić mi cokolwiek.
- A ty jesteś małą dziwką, która popełniła ogromny błąd swojego pieprzonego życia, wsiadając do mojego samochodu. To w jaki sposób zachowujesz się, doprowadza mnie do chęci rozwalenia twojej pustej główki. Mógłbym zrobić to nawet teraz. I wiesz co? - podniósł brew, karząc czekać mi na to, co powie dalej - Zrobię to - na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech. Moje nogi zaczęły się trząść, a pachy pocić. Wychodząc z domu, sądziłam, że jeszcze do niego wrócę.